piątek, 10 października 2014

Rozdział 3

*Lilly*
Tłum piszczących fanów. Krzyki. Wyczekiwanie. Niedowiarzanie. 
Czy to sen? 
Razem z Nicole stałam w tłumie ludzi. Scena przede mną - nie tuż-tuż, ale przede mną. Arena. Już niedługo, już za chwilkę zobaczę Justina Biebera - chłopaka, który uratował mi życie.
Zegar zaczął odliczać. 60, 50, 49. Nie mogłam w to uwierzyć. 40. Wciąż w to nie wierzyłam. 35. Nie mogłam mówić. 33. Nicole odliczała. 30. Łzy napływały mi do oczu. 20. Trzęsłam się. Boże! 10, 9, 8, 7, 6, 5. Traciłam oddech. 4, 3, 2. Miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. 1. 0. 

Zamarłam. Moje ciało przeszył dreszcz. Jezu, czy ja oddychałam? Moje oczy się rozszerzyły. Łzy wylewały się z nich. Bo oto na skrzydłach zlatywał Justin Bieber.
Nie mogłam w to uwierzyć. Ludzie krzyczeli, a ja płakałam jak bóbr.
- Cześć kochani! - krzyknął Justin.
- Hey... - wyszeptałam cichuteńko. Nawet ja tego nie usłyszałam. No, bo jak usłyszeć szept w tłumie krzyczących ludzi?
Justin zaczął śpiewać "All Around The World". Łamiącym się głosem próbowałam śpiewać razem z nim. Mogłam się pchać, żeby poczuć jego dłoń na sobie. Nie zrobiłam tego. Nie miałabym szas się przepchać. Jezu. Nie wierzyłam. Justin Bieber, chłopak, który uratował mi życie, jest tu. Przede mną. Na wyciągnięcie tej cholernej ręki.
Powoli zaczynałam się uspokajać i brać czynny udział w koncercie. Justin śpiewał "Be Alright". Próbowałam to robić (bez skojarzeń! - od aut.) razem z nim. Jakoś się udawało. Ledwo go widziałam, ale jednak. Nicole śpiewała i nagrywała. Była taka szczęśliwa! Ja również. To była najpiękniejsza chwila w moim życiu.
*Niecałą godzinę później*
Justin śpiewał "Beauty And A Beat". Rozkręciłam się. Nagrywałam, śpiewałam, skakałam, wrzeszczałam. Nie powiem, chwilami znowu płakałam. Nagle poczułam, że ktoś dotknął mojego ramienia i pociągnął za koszulkę. 
- Hej! - krzyczał.
Obróciłam się. Stała tam jakaś kobieta. Uśmiechnęła się i podeszła do mnie. 
- Czy chcesz zostać One Less Lonely Girl?

niedziela, 5 października 2014

Rozdział

Cześć! :)
Bardzo przepraszam, że tak długo nie ma rozdziału. Jest to spowodowane:
- przez kilka dni nie miałam internetu
- przed chwilą skończyłam czytać bardzo nudną lekturę
- jest dużo zadań domowych i nauki.
Obiecuję, że rozdział pojawi się w tym tygodniu.
Dajcie znać, że czekacie!
Sisi Q.

sobota, 27 września 2014

Rozdział 2

*Lilly*
Jutro koncert Justina Biebera. Chyba przepłaczę cały dzień. Tak bardzo chciałabym go zobaczyć na żywo! To okropna świadomość, że człowiek, którego kochasz, jest tu o, obok, na wyciągnięcie ręki, a i tak nie możesz nawet go zobaczyć. 
Łzy spłynęły po moich policzkach.

*Nicole*
Bawiłam się na placu zabaw, kiedy przyszła Barbara Vilcoux. Ona jest strasznie wredna! 
- Pokaż bluzkę - powiedziała. Uśmiechnęłam się i z dumą ukazałam mój T-shirt z wizerunkiem Justina Biebera.
- Pokaż torbę - powiedziała znów. Wzięłam moją torbę z wizerunkiem Jusa i pokazałam ją Barbarze.
- Ja tego nie widziałam, ja tego nie widziałam... - Barbara załamała ręce. Dlaczego ona tak ocenia Justina? Przecież nawet nie słyszała "Believe" i "Never Say Never"! Nie wie, co zrobił! Nie wie, jak bardzo nas kocha! Nie wie, jakim jest cudownym człowiekiem! 

*Justin*
"Kocham Cię"... Wiecie, co? Chciałbym mieć osobę, której mógłbym to powiedzieć, a ona odpowiedziałaby mi to samo. Dlaczego nikt mnie nie kocha? Dlaczego nikt się o mnie nie troszczy?
Ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju hotelowego. Otworzyłem. Moja mama.
- Justin, możemy porozmawiać? - spytała.
- OK - burknąłem i wpuściłem ją, zamykając za sobą drzwi. Mama usiadła na krześle, skrzyżowała ręce i popatrzyła na mnie karcącym wzrokiem. Spuściłem głowę. Zaczyna się kazanie.
- Zaniedbujesz fanów - zaczęła. Szlag mnie trafił od razu.
- Ja zaniedbuję fanów! Jakbym tak było, to nie byłoby mnie teraz tutaj, tylko grzałbym dupę przy kaloryferze w Nowym Yorku! - wrzasnąłem.
- Wyjrz przez okno! - krzyknęła mama.
- Twoi fani dwie godziny czekają na ciebie na mrozie, żeby zobaczyć cię choć przez chwilę, a ty nie raczysz głowy wystawić! 
Wyszedłem na balkon. Rzeczywiście, tam stali moi fani.
- Kochani! - krzyknąłem i pomachałem im. Spojrzeli w górę i zaczęli krzyczeć. Uśmiechnąłem się. Kocham ich. Moi Beliebers mnie uszczęśliwiają. 
- Kochani, osiągnęliście swój cel, zobaczyliście mnie! A teraz proszę, wracajcie do domu! Nie chcę mieć na sumieniu waszego zdrowia! Kocham was! Czekam na koncert! - pomachałem im i wróciłem do pokoju.
- Zbyłeś ich - powiedziała mama.
- I nawet nie założyłeś kurtki.
"Ja pierdole", pomyślałem.
- Wiecznie ci coś nie pasuje. Nie rozumiesz mnie ani trochę. Wyjdź - wycedziłem przez zęby. Moja mama pokręciła głową i ruszyła w stronę drzwi. Kiedy nacisnęła klamkę, powiedziała:
- Nie tak cię wychowałam.
- Nie rozumiesz mnie, wyjdź - powtórzyłem. Mama wyszła i trzasnęła drzwiami. Oparłem się o ścianę i zacząłem płakać.

*Lilly*
Siedziałam w swoim pokoju, kiedy zadzwoniła moja przyjaciółka, Olyvia.
- Hej - powiedziała.
- Cześć - podciągnęłam nosem.
- Dzisiaj o 20.00 masz być pod domem Patricka. Ważna sprawa. Nie ma odwołania. Pa - i rozłączyła się.
O co jej chodzi?
Olyvia mieszka w Los Angeles. Wie dobrze, w jakim jestem stanie, a mimo to każe mi o 20.00 iść pod dom mojego byłego - obecnie mojego przyjaciela - w "ważnej sprawie". Nie raczy powiedzieć, o co chodzi. Dajcie wy mi wszyscy święty spokój. 
A jednak o 20.00 stałam pod domem Patricka i zadzwoniłam do drzwi. Otworzył. Na mój widok się uśmiechnął.
- Hej - powiedział tajemniczo.
- Cześć. Przyszłam tu tylko dlatego, że Olyvia mi kazała. Co to za ważna sprawa? - spytałam zniecierpliwiona. Patrick zachichotał i dał mi do ręki białą kopertę.
- Prawdziwe. Naprawdę. Nie musisz płacić. Pa - zamknął mi drzwi przed nosem. O co chodzi? Narkotyki? Żyletki? Jesus, żyletki! Przydałyby się. Otworzyłam kopertę. Ale to było coś o wiele lepszego od żyletek. Bilety na koncer Justina Biebera. Dwa zwykłe. Wyjęłam jeszcze karteczkę. "Dla Ciebie i Nicole. Nie dziękuj. Zajmę się dojazdem. Olyvia"
Byłam cholernie szczęśliwa. Nie mogłam w to uwierzyć. Czułam się, jakby ktoś doczepił mi skrzydła. Po raz pierwszy od wielu dni na mojej twarzy zagościł wielki, szczery, prawdziwy uśmiech. Łzy pociekły mi po twarzy. Po prostu rozpłakałam się ze szczęścia. 
Wyciągnęłam komórkę i napisałam SMSa do Olyvii: "Dziękuję Kochana! Nawet nie wiesz, jak mnie uszczęśliwiłaś", po czym pobiegłam do domu, żeby opowiedzieć o wszystkim Nicole.

niedziela, 21 września 2014

Rozdział 1

*Justin*
Limuzyna stanęła na światłach. Szlag. Niech szofer zawiezie już mnie do tego cholernego hotelu! Chcę być sam. 
Przez szybę w samochodzie zauważyłem kiosk i wystawione gazety. Przyjrzałem się jednej z nich. Byłem na okładce, a nad moim zdjęciem nagłówek: "JUSTIN BIEBER PRZYŁAPANY NA PALENIU MARIHUANY!". Zamknąłem oczy. Uwolniłem z nich kilka łez, które zaraz otarłem. Awantura sprzed miesiąca. 
Tak, jestem Justin Bieber. Tak, paliłem marihuanę. Tak, pobiłem paparazzi. Tak, rzuciła mnie Selena Gomez. Tak, cierpię. 
Limuzyna ruszyła. Nareszcie. 

*Lilly*
- Lilly, Lilly, pośpiewasz ze mną? - spytała moja młodsza siostra Nicole i spojrzała na mnie tymi swoimi uroczymi oczkami. Spojrzałam w jej stronę, uśmiechnęłam się i spytałam:
- A co chcesz śpiewać?
- "Be Alright"! - krzyknęła. 
- No to dobrze - odpowiedziałam. Cudownie jest mieć taką uroczą siostrzyczkę, która jest Belieber. 
Zaczęłyśmy śpiewać. Na początku się śmiałyśmy, ale po chwili uśmiech zszedł mi z twarzy.
- Be Al... Lilly, co jest? - spytała Nicole. 
- Nic, nic... - odparłam.
- Be Alright... - tak, oszukuję Nicole. Ale to przecież dziecko, ma dopiero 8 lat! Nie zrozumie, mimo tego, że jest Belieber. Co prawda też bardzo to przeżyła, ale nie chcę jej dalej truć, kiedy jest szczęśliwa.
Prawda jest taka. Nazywam się Lilly Vega, mam 17 lat, jestem Belieber od czasu Kidrauhla. Justin jest jednym z dwóch sensów mojego życia (drugim jest Nicole), on uratował mi życie (naprawdę!), kocham go, jestem mu wdzięczna, bronię go, poświęcam się dla niego. Mieszkam w Roseville - bardziej rozwiniętej wiosce położonej kilka kilometrów od Los Angeles. Za dwa dni Justin ma koncert w LA, a ja i Nicole nie pojedziemy, bo nie mamy biletów. Jesteśmy zbyt biedne. Zwykły biley koszuje 300$. 300$! Nie stać nas. 

*Justin*
Nareszcie w hotelu. Skuliłem się na łóżku i zacząłem płakać. Płakać z bólu i bezsilności. Zacznę od początku. Scooter zaaranżował spotkanie z Seleną Gomez. Była - jest! - piękna i mądra. Tak bardzo ją kocham... Byliśmy parą. To mnie uszczęśliwiało, dodawało sił. Ale ona mnie rzuciła. A potem wróciła. I znów rzuciła. Teraz jestem sam. Tak bardzo cierpię. Wyznała mi, że nigdy mnie nie kochała i była ze mną tylko dla sławy. Dla sławy... Nie kochała mnie... Jezu, jak to boli! Teraz nie płaczę, wyję. Wracając. Aby odreagować ból zapaliłem marihuanę. Chciałem zapomnieć. To było głupie, ale na chwilę byłem szczęśliwy. Potem pobiłem tego cholernego paparazii. Poniosły mnie nerwy, zapłaciłem odszkodowanie, przeprosiłem. Co nie zmienia faktu, że wszystko się posypało. Selena bawi się w najlepsze, moi przyjaciele - Ariana i Ryan - się ode mnie odwrócili, Scooter robi mi wyrzuty, mama wysyła na odwyk... A ja potrzebuję tylko miłości. Tego, żeby ktoś mnie pokochał. Czy to naprawdę tak wiele?
Właściwie, Selena nigdy nie wykazywała mną zbyt wielkiego zainteresowania. Chyba, że media były obok. Tak to nigdy nie chciała się całować, przytulać, rozmawiać. Nie reagowała, kiedy byłem smutny. Nigdy nie przepraszała po kłótni. Bawiła się mną. A ja, zaślepiony miłością, uparcie wszystko jej wybaczałem. Dla mnie była aniołem, przepięknym ideałem.
Niech ktoś mnie przytuli! Niech ktoś mi da buziaka! Niech ktoś mnie pokocha! Czy ja naprawdę o tak wiele proszę?! 
TRASA KONCERTOWA. 
Następny koncert: Za dwa dni.
Miejsce: Los Angeles.